Zakochałam się...
Obiektem moich westchnień stała się nić Kreinik. A ściślej mówiąc Very Fine (#4) Braid.Kupiłam ją wg wskazówek podanych na schemacie Syrenek z Mirabilii. I już po kilku krzyżykach wiem, że będzie to moja ulubiona nić metaliczna.
Jest dość miękka, świetnie układa się na materiale, prawie się nie rozdwaja, daje się nawlec na igłę - same plusy.
Jedynym minusem jest cena, ale wiem, że nie są to pieniądze wyrzucone w błoto. Naprawdę warto!
Wyszywam na lnie o gęstości 32ct co dwie nitki, co odpowiada Aidzie 16ct. Używam dwóch nitek muliny i jednej Kreinika. Pokrycie jest w sam raz, nic się nie wybrzusza, a materiał nie prześwituje. Kreinik pięknie błyszczy, czego na razie nie potrafię uchwycić na zdjęciach, ale będę próbować dalej.
Przy okazji pokażę postępy w Syrenkach. Już dawno mi się tak łatwo nie wyszywało. Krzyżyki są duże, kolorów mało. Nowością jest dla mnie mieszanie kolorów, np. na włosach jedna nitka brązowa i jedna nitka ciemnoruda dają piękny efekt.
Tyle miałam w momencie, gdy dojrzałam smugi tonera. Musiałam szybko uprać, na szczęście zeszły.
Tutaj gotowa jest górna część syrenki, na razie bez konturów, koralików i Kreinika.
A tak się prezentują pierwsza płetwa i smukłe ciało. Mam nadzieję, że widać połysk nici metalicznej :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz